Przejdź do głównej zawartości

Petra - Jordania


Prolog


Prześwit wąwozu prowadzącego do Skarbca
Można sobie wyobrazić jak musiał czuć się szwajcarski naukowiec Johann Ludwig Burckhardt, kiedy w 1812 roku miejscowi Beduini zdecydowali się wprowadzić go do najbardziej strzeżonej części skalnego wąwozu. Żadna z wielu rzeczy, które dane mu było wcześniej oglądać nie mogła go przygotować, na widok Skarbca Faraonów wyłaniającego się z wąskiej szczeliny wąwozu. Jak wielkie musiało być jego zdumienie i zachwyt gdy ujrzał ten wspaniały cud architektury. Nic dziwnego że od razu postanowił podzielić się swoim odkryciem ze światem. W ten sposób Burckhardt odkrywając Petrę na nowo, zwrócił uwagę na splendor tego miejsca, zapomnianego przez stulecia.







Desant


Istnieją dwa najczęściej stosowane przez turystów wybiegi aby dostać się z Egiptu do Jordanii. Pierwszy z nich to trasa lądowa, która wiedzie przez terytorium Izraela, druga to bezpośrednia droga morska. Wybierając pierwszą opcję dojeżdżamy do przejścia granicznego w Eilacie. Tydzień wcześniej rozpoczęła się interwencja zbrojna wojsk izraelskich w Strefie Gazy, dlatego też kontrola na przejściach granicznych została zaostrzona. Po załatwieniu formalności na granicy, jak również przejściu skrupulatnej kontroli, z uwagi na porę dnia, nie udaje mi się odeprzeć pokusy jaką stanowi kawa serwowana w bufecie za odprawą paszportową. Ustawiam się w kolejce wykonując w głowie serię przeliczeń walutowych z szekli na dolary, które mają mi pomóc we właściwej interpretacji cen produktów. Kiedy stwierdzam że moje zdolności matematyczne mnie zawodzą, daje sobie spokój. Na moje usprawiedliwienie jest wczesny ranek, a poranną kawę zamierzam dopiero kupić. Ręka sięga beznamiętnie do kieszeni wyławiając kilka szekli i wykładając je na ladzie w geście matematycznej kapitulacji. Przy barku stoją funkcjonariusze izraelskiej służby bezpieczeństwa. Noc jest prawdopodobnie jedynym momentem kiedy niechętnie zdejmują ciemne okulary ray ban, pozwalając innym na spojrzenie sobie w oczy. Odnoszę wrażenie że od samego ich lodowatego spojrzenia moja kawa może momentalnie wystygnąć dlatego oddalam się od barku. Naturalnie nie wszyscy Izraelczycy to smętne i ponure charaktery. Zazwyczaj są ludźmi miłymi i otwartymi. Należy wziąć poprawkę na przepisy obowiązujące strażników przejść granicznych oraz żołnierzy, a także zwrócić uwagę na ciężką atmosferę geopolityczną regionu i patrzeć na nich z przymrużeniem oka jak na profesjonalistów wykonujących swój zawód. Na pewno nie można generalizować i nie oceniać jedynie przez pryzmat ich zachowania całego społeczeństwa Izraelskiego, ponieważ takie uogólnienia z natury rzeczy bywają krzywdzące i mało obiektywne
Zaczyna już powoli świtać. Wychodzę na zewnątrz i po chwili moje myśli rozmywają się w pierwszych promieniach majestatycznie wschodzącego słońca. Patrzę jak leniwie wlewa ono złotą poświatę na horyzont zatoki Akaba otoczonej pasmem gór z piaskowca, a jego odbite promienie tańczą ze sobą po tafli spokojnego morza mieniąc się zalotnie niczym brylantowa kolia na szyi pięknej księżniczki. Tak oto możemy obserwować to wspaniałe przedstawienie na potrzeby którego w roli impresaria występuje sama natura, obdarowując nasz wzrok niepowtarzalną grą świateł i cieni. Powoli mrok ustępuje miejsca porankowi. Ręka sama w odruchu wrażliwości na piękno sięga po aparat fotograficzny żeby uwiecznić chwilę magii, ale odruch racjonalności każe jej się cofnąć, ponieważ Izraelczycy nie są entuzjastami robienia zdjęć ich posterunkom granicznym.
Po drugiej, Jordańskiej stronie zatoki wita nas łopocząca na porannym wietrze, imponujących rozmiarów flaga przypominająca sobą o Wielkiej Rewolcie Arabskiej, będąca symbolem powstania i walki o niepodległość. 
Posterunek w pobliżu granicy Izraela i Jordanii
Wjeżdżając do Eilatu mamy okazję podziwiać wybrzeże oraz skoncentrowane nad nim kompleksy hotelowe. Jedyne co burzy idylliczną błogość tego kurortu to bezpośrednia bliskość pasa startowego należącego do zlokalizowanego nieopodal lotniska, która każe poddać w wątpliwość odpowiednie natężenie poziomu decybeli podczas wypoczynku w tym miejscu. 
Eilat stanowi strefą wolnocłową, przez co znajdziemy na jego terenie pewna ilość budynków o charakterze przemysłowym oraz magazynów. Uwagę przykuwają ogromne place z poustawianymi samochodami, co ciekawe wyłącznie producentów koreańskich oraz japońskich. Aby dostać się do Jordanii należy skorzystać z przejścia granicznego imienia Icchaka Rabina. Po drodze nie sposób nie zwrócić uwagi na charakterystyczną kibucową uprawę daktyli. Drzewka daktylowe posadzone przez mieszkańców kibucu z godnym podziwu pietyzmem w nienaturalnie symetrycznych rzędach, odcinają się jednoznacznie od pustynnego krajobrazu tego miejsca.
Posterunek Izraelski od Jordańskiego odpowiednika oddziela ok. 300 metrowy pas ziemi niczyjej. Służby bezpieczeństwa instruują przekraczających granicę, żeby pod żadnym pozorem nie schodzili z asfaltowej drogi. Warto zastosować do tej cennej wskazówki, jeżeli nie ma się zamiaru sprawdzać czy saperzy dobrze się spisali przygotowując pole minowe. Na końcu trasy wita nas sam król Jordanii, Abdullah wraz ze swoim ojcem Husajnem. Ze szczerym uśmiechem spoglądają na wędrowców zapuszczających się na teren ich kraju ze zdjęcia umieszczonego nad bramą przejścia granicznego. Ponieważ wczesną porą kawa jest artykułem wysokiego pożądania, w imię czego odmawiać sobie celebracji  wjazdu na terytorium Jordanii kolejną porcją szlachetnego czarnego trunku. Oczywiście nie jest tam serwowane ani espresso ani nescafe tylko kawa, ku zdziwieniu niewielu, serwowana po arabsku. W sposobie arabskim, drobno zmieloną kawę z dodatkiem rozbitego w moździerzu, aromatycznego kardamonu oraz całkiem sporej ilości cukru, podgrzewa się w tygielku uważając przy tym by czarny napój nie zaczął się gotować. Co by o niej nie mówić kawa owa ma smak niepowtarzalny i na tyle charakterystyczny, że niektórzy potraktują ją raczej jako swego rodzaju igraszkę z własnymi kubkami smakowymi, natomiast inni staną się jej fanami i po spróbowaniu już nie będą sobie wyobrażali istnienia bez tego napoju.

Jordania


Tuż po przekroczeniu granicy znajdujemy się w miasteczku Akaba, które nazwę swoją wzięło od zatoki nad którą się znajduje. Akaba jest jedynym miastem portowym Jordanii, której linia brzegowa wynosi łącznie zaledwie dwadzieścia siedem kilometrów. Najczęstszymi towarami, jakie znajdują się w ładunkach obsługiwanych w miejscowym porcie są fosforyty, stanowiące kluczowy surowiec eksportowy Jordanii. Znajdują one zastosowanie głównie w produkcji nawozów sztucznych. Akaba na podobieństwo Eilatu, również jest strefą wolnocłową. Warto podkreślić że islam zabrania swoim wyznawcom nie tylko spożywania alkoholu, ale również jego sprzedaży, toteż licencje na prowadzenie sklepów z alkoholem może otrzymać wyłącznie giaur. Właśnie w tym miejscu miała miejsce bitwa, którą rozpoczyna się akcja słynnego filmu „Lawrence z Arabii” ze świetnymi kreacjami Petera O’Toole, Omara Shariffa oraz Anthony Quinna. Właśnie od wypchnięcia wojsk tureckich z Akaby rozpoczyna się wielka wyprawa Thomasa Edwarda Lawrenca, znanego bardziej jako Lawrence z Arabii, któremu udaje się trudna sztuka zjednoczenia pod swoim dowództwem zwaśnionych plemion arabskich i poprowadzenia ich do ostatecznego zwycięstwa przeciwko okupanckim wojskom tureckim aż do samego Damaszku. Wzrok przyjezdnych ściąga wspomniana już wcześniej flaga, powiewająca na imponującym, mierzącym sto dwadzieścia siedem metrów maszcie. 
Na każdym niemal kroku widać olbrzymią potrzebę i chęć Jordańczyków do demonstrowania swojej przynależności narodowej, wyrażaną poprzez umieszczanie w każdym stosownym miejscu flagi narodowej, lub zdjęcia króla. Wielkie przywiązanie do flagi wiąże się zapewne z faktem, że ten powstały po pierwszej wojnie światowej kraj wciąż poszukuje własnej tożsamości narodowej. W samej Jordanii mieszka około sześciu milionów obywateli, z czego ponad półtora miliona w stolicy Ammanie. Ponad połowa populacji Jordanii to Palestyńczycy, z których część otrzymała obywatelstwo jordańskie a pozostali mają status uchodźców.
Jordańczycy przywiązują dużą wagę do wizerunku członków
rodziny królewskiej dynastii Haszymitów
Otoczona kultem postać króla Abdullaha jest powodem do dumy narodowej Jordańczyków. Ten wywodzący się z rodu Haszymitów, będących bezpośrednimi potomkami Mahometa władca, dzięki swoim umiarkowanym reformom zdobył wielką popularność wśród swoich poddanych. Ciekawostką jest fakt, że prawomocnym dziedzicem tronu po królu Husajnie miał zostać jego młodszy brat, książe Hassan. Przed samą śmiercią jednak Husajn zmienił kolejność dziedziczenia na rzecz swojego syna. Co od razu rzuca się w oczy na niezliczonych zdjęciach, to niebieskie oczy Abdullaha, dające mu dość egzotyczne oblicze. Niech za wyjaśnienie tajemnicy błękitnych oczu króla posłuży fakt iż jego matka, druga żona Husajna Toni Gardiner była Brytyjką. Nie bez znaczenia w fenomenie popularności Abdullaha pozostaje jego małżonka Rania, jedna z najbardziej rozpoznawalnych kobiet świata, uważana również za jedną z najbardziej wpływowych. Otóż królowa Jordanii zawdzięcza swoją popularność nie tylko swojej okazałej urodzie, ale również aktywnej walce ze stereotypami na temat arabów, oraz o prawa kobiet. Rania dała się również poznać jako osoba zaangażowana w działalność dobroczynną przy UNICEF. 
Warto podkreślić bardzo wysoką kulturę osobistą oraz sposób bycia Jordańczyków. Nawet przy sklepikach i straganach z pamiątkami dla turystów ciężko odczuć wyraźniejszy symptom namolności czy nachalności. Wykazują również bardzo postępowe podejście do kobiet. Prawdopodobnie nie do przecenienia jest reforma szkolnictwa przeprowadzona za rządów Abdullaha, zgodnie z którą każdy Jordańczyk musi się kształcić do osiemnastego roku życia. 
Dwupasmowa, płaska jak stół bilardowy autostrada, do której równolegle biegną tory kolejowe, wiedzie z jedynego miasta portowego Jordanii do Wadi Rum. Głównym środkiem transportu w Jordanii pozostaje transport samochodowy. Po drodze minąć można spore ilości TIRów, które wożą swoje towary do i z portu w Akabie.
Widok ciężarówek na autostradzie w środku pustyni, gdzie latem amplituda temperatur w ciągu doby sięga czterdziestu stopni, zmusza do refleksji na temat stanu ich nawierzchni. Mimo że latem po rozgrzanym słońcem przy temperaturze bliskiej pięćdziesięciu stopni asfalcie jeżdżą spore ilości załadowanych samochodów ciężarowych, nie ma w tej drodze kolein ani dziur. Można wciąż spotkać, nawet w środku Europy, kraje z dużo korzystniejszymi warunkami atmosferycznymi, gdzie mimo wszystko koleiny czy wielkie wyrwy w drogach nie są niczym wyjątkowym.
Jak można było się spodziewać na pustyni królują samochody azjatyckie z przewagą pickupów. Dużą popularnością cieszą się terenowe pojazdy użytkowe, głównie mitsubishi L200 oraz toyota hilux. Po obydwu stronach drogi podziwiać można malownicze krajobrazy pustynne i choć mogłoby się wydawać że na zewnątrz panują nieznośne upały oscylujące w granicach czterdziestu stopni w rzeczywistości przy lekkim podmuchu wiatru, w styczniu potrafi być tu chłodno. Na skraju drogi dostrzec można liczne osady beduińskie. 
Uwagę przykuwają wszelkiej maści murowane budynki. Mianowicie wszystkie bez wyjątku wyglądają jak by celowo nie zostały wykończone. Wykluczając przy pomocy praw statystyki przypadek, jedna z hipotez na temat wystających z dachów zbrojeń głosi że jest to spowodowane przepisami fiskalnymi. Otóż w tej wersji miałoby się odprowadzać mniejsze podatki, w przypadku w którym dom jest niewykończony. Hipotezę tę z założenia odrzucamy ze względu na jej całkowity brak romantyzmu. Drugie wyjaśnienie tajemnicy straszących z dachów prętów jest dużo bardziej epickie i prorodzinne. Zgodnie z nim budowniczy nie zawsze mając wystarczające środki do zbudowania dużego domu, zostawiają w ten sposób możliwość rozbudowania o dodatkową kondygnację w przypadku gdyby rodzina się powiększyła. Nie wiem na ile Jordańczycy korzystają z pozostawionej przez poprzednie pokolenie możliwości rozbudowy, ale jedno jest pewne – poza Ammanem ze świecą szukać budynku mieszkalnego, który sprawiałby wrażenie w pełni skończonego.

Miasto wykute w skale


Widok z góry na wąwóz Petry
Wadi Musa to mała, położona na skraju doliny miejscowość, żyjąca z turystów przybywających podziwiać największą atrakcję turystyczną Jordanii – jeden z nowych siedmiu cudów świata, Petrę. 
W Wadi Musa jest okazja aby na własne oczy zobaczyć źródło Mojżesza, czyli miejsce w którym prorok będący pod olbrzymią presją spragnionych ludzi, których prowadził z Egiptu, znalazł wodę uderzając swoją laską w ziemię. W miejscu tego zdarzenia opisanego przez Stary Testament wciąż bije źródełko, z którego miejscowi pobierają wodę. Gaszenie pragnienia przy pomocy wody Mojżesza nie jest wskazane dla ludzi o odmiennej od miejscowej flory bakteryjnej przewodu pokarmowego. Summa summarum może się zakończyć skutkiem odwrotnym do pierwotnie zamierzonego, czyli odwodnieniem, zgodnie z zasadą znanego paradoksu: rzadko, ale często.

Jeszcze tylko pełne refleksji spojrzenie ze wzgórza na malowniczy i skrywający tajemnice tej ziemi wąwóz i można ruszać w drogę aby odkryć czym zasłużył sobie ten skalny kompleks na znalezienie się na prestiżowej liście nowych siedmiu cudów świata oraz na światowej liście dziedzictwa kulturowego UNESCO. Napięcie rośnie z każdą minutą i jest coraz bardziej ekscytujące. Wreszcie przyjdzie pójść w ślady Burckhardt’a odkrywając dla siebie Petrę.

Przy wjeździe z miasteczka do wąwozu znaleźć można serię mniej lub bardziej luksusowych hoteli, służących swoimi usługami zmęczonym wędrowcom z całego świata. Przy samym wejściu wyrasta przed nami budynek biura turystycznego z ogromnymi zdjęciami byłego i obecnie panującego króla Jordanii. 
Konie stanowią najefektywniejszy transport
Przy akompaniamencie łopotania na wietrze wszędobylskiej flagi jordańskiej, przed dłuższym i emocjonująco zapowiadającym się spacerem po wąwozie można nabrać krzepy racząc się znośnym posiłkiem w jednym ze znajdujących się tu barów szybkiej obsługi. Jeszcze rzut oka na sklepiki z pamiątkami dla turystów, przypominające wszystkim zwiedzającym, że oto znajdują się w miejscu gdzie George Lucas kręcił jeden ze swoich kultowych filmów o przygodach super-archeologa Indiany Jones’a. 
Po wejściu uwagę wzroku oraz nozdrzy przykuwa stajnia, w której trzymane są „środki transportu” mające w założeniu ułatwić turystom przemieszczanie się po wąwozie. Najpopularniejszym środkiem transportu są tu konie, najbardziej pożądanym osły, a za najbardziej ekstrawagancki uznaje się wielbłądy. Specyficzny aromat tychże wehikułów, jak i oferty skorzystania z nich za symboliczną opłatą, będą towarzyszyły podczas całej eksploracji wąwozu, odzierając go nieco z tajemniczości, ale za to dodając klimatu. 
Grobowiec przed wejściem do wąwozu
Pogoda postanawia być litościwa i w programie na bieżący dzień przewidziała bezchmurne niebo, na którym popisuje się słońce oraz umiarkowaną temperaturę w granicach dwudziestu pięciu stopni. Dobrze. Po lewej stronie oczom wędrowców ukazuje się wyschnięte koryto rzeki – po arabsku wadi – oraz pierwsze, zarówno naturalne jak i te wyrzeźbione w skałach jaskinie i pieczary. Wzbudzają zainteresowanie, lecz stanowią jedynie skromną uwerturę, która ma zaspokoić pierwszy głód estetyczny przed zaserwowaniem głównego punktu programu na końcu wąwozu. 
Położenie słońca o tej porze dnia determinuje kolor otaczających nas skał, wybierając dlań kolory różnych odcieni żółtego oraz beżowego. Wchodząc dalej wzdłuż mierzącego w sumie około trzech kilometrów wąwozu, można podziwiać coraz bardziej wyrafinowane wykute w skale budowle o przeznaczeniu funeralnym. Wielopoziomowe grobowce, z rzeźbionymi fasadami przy wejściach zaczynają działać na wyobraźnię. Wkrótce znajdujemy się przy jedynym wejściu do głównego wąwozu skalnego miasta. Uwagę przykuwa olbrzymi głaz, który w założeniu miał spełniać rolę tamy. Takie rozwiązanie pozwalało zachować pewne zasoby wodne potrzebne do zaspokojenia potrzeb miasta, oraz jednocześnie przekierowywać większość wody w inną stronę zapobiegając jego całkowitemu zalaniu. Sam wąwóz na całej swojej długości nie przekracza szerokości dosłownie kilku metrów. W niektórych miejscach jest nawet problem kiedy muszą się w jakiś sposób wyminąć dwa wielbłądy, i jeden musi włączyć wsteczny bieg aby ustąpić miejsca. 
Miejskie "wodociągi" Petry
Na wysokości około półtora metra na ścianach wąwozu zostały wykute rynny, które biegną przez całą jego długość. Służyły one do dostarczania wody na sam dół do skalnego miasta. Genialnym w swojej prostocie rozwiązaniem okazują się być rozmieszczone w równych odstępach, wyżłobione poprzeczne wgłębienia w długich rynienkach, które zatrzymywały wszelkiego rodzaju nieczystości płynące razem z wodą. To genialne i proste w swoich założeniach rozwiązanie sprawiało że na sam dół woda docierała już oczyszczona. 
Schodząc w dół wąwozu podziwiamy liczne rzeźby skalne, najczęściej są to grobowce lub ołtarzyki, rzadziej zarysy postaci ludzkich. W przypadku tych ostatnich zostały one w biegu historii zatarte, ze względu na zakorzeniony w świecie islamu zakaz przedstawiania postaci ludzkich. Ciekawostką jest fakt, że właśnie ów zakaz zaowocował wspaniałą kulturą kaligrafii arabskiej, ponieważ pismo było jedną z niewielu dopuszczalnych form wyrazu artystycznego. 
Skała o kształcie ryby

W drodze w dół wąwozu znaleźć można również ukształtowaną, tym razem głównie przez naturę forma skalna przypominająca w zależności od kąta pod jakim się na nią patrzy rybę lub słonia. Z ciekawszych płaskorzeźb w tej części wąwozu można jeszcze wspomnieć karawanę złożoną na przemian z odwzorowanych w skali 1:1 ludzkich postaci oraz wielbłądów, niestety w większości również zatartych. Przypomina ona o jednym z głównych elementów historii rozwoju Petry. Otóż jej starożytni mieszkańcy wybrali to miejsce do osiedlenia się ze względu na niesamowite warunki wynikające z ukształtowania terenu, oraz możliwości jakie ono dawało. 
Pozostałości płaskorzeźb z ludzkimi postaciami
Tak się złożyło że w miejscu w którym powstało skalne miasto krzyżowało się w tym czasie większość głównych szlaków handlowych starożytnego świata. Nabatejczycy, którzy uznawani są za założycieli Petry, początkowo wykorzystywali przejeżdżające karawany napadając na nie w celach rabunkowych. Stopniowo jednak dostrzegli krótkowzroczność swojego podejścia, a także tendencję do omijania ich terenu przez transporty. Tak pospolity bandytyzm przekształcił się w dającą obopólne korzyści wymianę handlową z przejeżdżającymi karawanami. 
Obszerne komnaty w skalnym mieście
Nabatejczycy zdecydowali się świadczyć również usługi noclegowe, oraz dostarczać karawanom wody i pożywienia. Fakt nawiązania tak szerokich kontaktów z przedstawicielami kompletnego przekroju cywilizacyjnego tamtych czasów, zaowocował specyficznym dla Petry stylem architektonicznym, jedynym w swoim rodzaju, ponieważ łączył w sobie różne cechy zapożyczone z każdej z współczesnych im myśli architektonicznych. Połączone w jedną całość stworzyły niepowtarzalny styl, nadając kosmopolityczny wyraz całemu kompleksowi miejskiemu.
Skalne miasto
Miasto dzięki bogatej wymianie handlowej z różnymi karawanami szybko zaczęło się wzbogacać i rozwijać. 
Turyści mogą napotkać żywe eksponaty tego miejsca czyli dwóch mężczyzn, którzy ubrani w oryginalne stroje nabatejskie i dzierżąc w ręku włócznie strzegą naturalnej bramy do miasta.

Wysoki wąwóz prowadzący do skalnego miasta
Z każdym krokiem podniecenie wzrasta. Wąwóz stopniowo się zwęża i wpada do niego mniej światła słonecznego co owocuje spotęgowaniem atmosfery tajemniczości i mistyczności tego miejsca. Zaczynamy wyczuwać że zbliżamy się do czegoś wielkiego, że coś zaraz wyłoni się z wąskiej szczeliny. I oto korytarz rozświetla pierwszy prześwit. Widzimy przez szparę tło w czerwonym kolorze, ale jeszcze nie jesteśmy w stanie zidentyfikować kształtów. Kiedy ta sztuka się udaje, wstrzymujemy oddech. W tym miejscu słowa stają się już zbyt ubogie żeby opisać wrażenie jakie robi przejście przez przesmyk będący ostatnią częścią wąwozu wiodącego do miasta. Odwiedzający to miejsce zachowują się jakby upili się tym piorunującym widokiem poruszając się nerwowo od lewej do prawej ściany, poszerzając sobie nieco perspektywę pola widzenia, żeby złapać trochę więcej tego cudownego widoku.
Skarbiec Faraona
W końcu wąwóz się kończy i przed oczyma wyrasta w całej okazałości wykuta w skale monumentalna budowla zwana Skarbcem Faraona, której nie można z niczym innym porównać. Ogrom przedsięwzięcia jest przytłaczający, ciężko oderwać od niego wzrok. Ci co odzyskali świadomość łapią za aparaty fotograficzne by zabrać ze sobą choć namiastkę tego widoku. Wszyscy stoją jak zahipnotyzowani. Dopiero po chwili przychodzi czas żeby ochłonąć i się rozejrzeć. Turyści jadący do Petry zazwyczaj przeglądają w folderach bądź Internecie zdjęcia z tego miejsca i mniej więcej wiedzą czego mogą się spodziewać. A mimo wszystko Petra nie przestaje zaskakiwać. Widok ciężko oddać na zdjęciu, może bardziej na filmie, ale i tak go nie odzwierciedla.
Możemy więc sobie tylko wyobrazić jak musiał czuć się szwajcarski naukowiec Johann Ludwig Burckhardt, kiedy w 1812 roku miejscowi Beduini zdecydowali się wprowadzić go do najbardziej strzeżonej części kamiennego wąwozu, w której wykuty został Skarbiec. 
Skarbiec jest najlepiej zachowaną budowlą Petry
Jak wielkie musiało być jego zdumienie i zachwyt gdy ujrzał ten wspaniały cud architektury nie będąc na niego przygotowanym. Nic dziwnego że od razu postanowił podzielić się swoim odkryciem ze światem. W ten sposób Burckhardt zwrócił uwagę na splendor tego miejsca, zapomnianego przez stulecia. Blask Petry zaczął powoli przygasać wraz ze zmianą przebiegu trasy głównych szlaków handlowych, z których większość została przekierowana do Palmyry znajdującej się nieopodal Damaszku.
W obszernej przestrzeni przed samym Skarbcem znaleźć możemy kramiki, na których można zakupić symboliczne pamiątki. Pod samym wejściem w 2003 roku odkryto że wystający ponad czterdzieści metrów nad ziemię Skarbiec nie jest najwyższym poziomem budowli. Znajdujące się w początkowej fazie prace wykopaliskowe odkryły pod ziemią kolejną kondygnację. 
Świeżo odkryte podziemne kondygnacje Skarbca
Niektórzy badacze tematu szacują, że istnieje możliwość iż odkryte zostało dopiero 40 do 50% miasta Petra, co daje duże pole do popisu wyobraźni. Co do samego Skarbca, to został on tak nazwany przez Beduinów stacjonujących tu przez ostatnie kilka stuleci, ponieważ wierzyli oni że najwyższa część budynku wykutego w skale kryje w sobie cenny skarb. Do dziś nie wiadomo dokładnie jakie było przeznaczenie tej budowli. Przypuszczalnie znajdował się w niej grobowiec, natomiast nie udało się ustalić komu został on wybudowany.


Teatr o pojemności przypuszczalnie ok. 6 tys. miejsc
Kolejna budowla, która stanowi świadectwo rozmachu z jakim budowano miasto, jest wykuty w skale imponujących rozmiarów teatr. Szacuje się że mógł on pomieścić około 6 tysięcy ludzi na raz. Prostota i surowość wykonania mogą wskazywać że jest to jedna z najstarszych budowli w Petrze. W dalszej części podziwiać można kolejne imponujące swoją wielkością i rozmachem wykonania grobowce, które jednak nie zachowały się tak dobrze jak sam Skarbiec. 
Na samym krańcu miasta została wykuta w skale największa budowla, zwana Deir (klasztor). 

Wielokondygnacyjne budowle w sercu Petry

Jedno z przypuszczeń archeologów zakłada, że w dolnych kondygnacjach jednej z budowli znajdowało się więzienie. 
Na końcu skalnego miasta można chwilę odetchnąć przy kubku arabskiej herbaty lub kawy. Można też zwrócić uwagę na wszędobylskich handlarzy pamiątkami, oferującymi tutaj swoje towary.
Po obfitej sesji fotograficznej oraz odwiedzeniu labiryntów, komnat i korytarzy wykutych wewnątrz skał, przychodzi czas na powrót, oczywiście tą samą drogą do wejścia wąwozu. W drodze powrotnej skały ponownie zmieniają kolor ze względu na odmienny kąt padania promieni słonecznych, dzięki czemu nie skazują nas na powtarzalność. Dzięki temu możemy odkrywać to miejsce od nowa. Dopiero wtedy można podziwiać w pełni całe jego piękno. 

Epilog



Gdy słońce zaczyna już flirtować z zachodem, zalewa skały charakterystycznym kolorem krwistej czerwieni. Widoki robią się surrealistyczne, na niebie pojawia się księżyc a z każdego kąta, z każdego kamienia patrzy na nas przeszłość. W absolutnej ciszy, w tym stanowiącym idealną symbiozę między człowiekiem a naturą wąwozie, rozpływając się w oceanie własnych przemyśleń i refleksji możemy usłyszeć jak przemawia do nas historia. I mimo że zachodzące słońce powoli zabiera ze sobą jej fascynujące tajemnice, będą one jeszcze na długo pobudzały wyobraźnię.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Drachenwand – Ściana Smoka

Pełen rozmaitych atrakcji dzień w stolicy Austrii zbliżał się niechybnie ku końcowi. Posiliwszy się sznyclem z nieśmiertelną w niektórych kręgach sałatką ziemniaczaną i odmówiwszy sobie dodatkowej porcji kalorii pod postacią tortu Sachera, pełen energii opuściłem Wiedeń udając się wraz z przyjaciółmi do Salzkammergut. Jak się później okazało oszczędzenie sobie tortu Sachera było nienajgorszym pomysłem, ponieważ deficyt kaloryczny nadrobiliśmy przyjmując znaczną ilość pochodzących ze Szkocji wysokokalorycznych destylowanych płynów ze słodu jęczmiennego. Następnego ranka wstaliśmy rano i nieco chwiejnym acz zdecydowanym krokiem podążyliśmy do okna żeby sprawdzić panujące na zewnątrz warunki pogodowe. Po sprawdzeniu prognoz, zdecydowaliśmy że mimo tego, że w nocy spadło trochę deszczu pójdziemy w góry. Cel wycieczki został wybrany już wcześniej, a była nim znajdująca się w Mondsee góra Drachenwand. Nazwę tej liczącej 1060 m n.p.m. góry przetłumaczyć można jako „ściana smoka”.

Dubai Fashion Week

  - Modelki to kościste suki, zajmują mało miejsca – wysyczała przez zaciśnięte w złośliwym uśmiechu zęby Melissa, po czym uznała że możemy przejść do następnego punktu dyskusji. Zrezygnowany kiwnąłem głową i zapisałem jej uwagę w notatniku w nieco zmienionej formie. Siedzieliśmy w ładnie zaprojektowanej, ale pozbawionej światła dziennego salce konferencyjnej, omawiając szczegóły organizacji Dubai Fashion Week, największego wydarzenia w świecie mody w regionie Bliskiego Wchodu i Afryki. Byliśmy współodpowiedzialni za organizację tego wydarzenia drugi rok z rzędu, lecz tym razem sponsorzy okazali się być mniej hojni przez co zostały ustanowione pewne limity na wydatki, z którymi podczas poprzedniego eventu nikt zdawał się nie liczyć. Jak się okazało pierwszymi osobami które miały paść ofiarą skutków okrojonego budżetu miały zostać właśnie modelki, które przylatywały pracować na pokazach mody, będących oczywiście głównym punktem programu tygodnia mody. Zgodnie z decyzją Melissy, zarówno

Krzemowa Dolina

  - Polecę z tobą! Słyszę w odpowiedzi na swoja wymówkę do przedwczesnego zakończenia imprezy o trzeciej nad ranem. Za kilka godzin musze stawić się na lotnisku, żeby odprawić się na samolot zabierający mnie na Maltę. Z czarującym uśmiechem na twarzy swoja chęć dołączenia do wycieczki deklaruje Sean. Średniego wzrostu brunet o Sycylijskich korzeniach jest moim klientem z amerykańskiej agencji eventowej. Znajdujemy się w barze na górnym pokładzie legendarnego statku liniowego Queen Elisabeth 2, który oprócz bycia świadkiem wielu zamorskich podroży możnych tego świata, w 1982 roku miał również swój mały epizod wojenny transportując brytyjskie wojska ekspedycyjne na Falklandy. Po przejściu na emeryturę, Queen Elisabeth 2 udaje się na zasłużony odpoczynek w terminalu wycieczkowym w porcie w Dubaju, gdzie zostaje przekształcony w luksusowy hotel. Impreza, na której jesteśmy to zwieńczenie tygodniowego eventu, rozpoczynającego się od mojego najdłuższego, trwającego niemal czterdzieści godz