Przejdź do głównej zawartości

Dubai Fashion Week

 


- Modelki to kościste suki, zajmują mało miejsca – wysyczała przez zaciśnięte w złośliwym uśmiechu zęby Melissa, po czym uznała że możemy przejść do następnego punktu dyskusji. Zrezygnowany kiwnąłem głową i zapisałem jej uwagę w notatniku w nieco zmienionej formie. Siedzieliśmy w ładnie zaprojektowanej, ale pozbawionej światła dziennego salce konferencyjnej, omawiając szczegóły organizacji Dubai Fashion Week, największego wydarzenia w świecie mody w regionie Bliskiego Wchodu i Afryki. Byliśmy współodpowiedzialni za organizację tego wydarzenia drugi rok z rzędu, lecz tym razem sponsorzy okazali się być mniej hojni przez co zostały ustanowione pewne limity na wydatki, z którymi podczas poprzedniego eventu nikt zdawał się nie liczyć. Jak się okazało pierwszymi osobami które miały paść ofiarą skutków okrojonego budżetu miały zostać właśnie modelki, które przylatywały pracować na pokazach mody, będących oczywiście głównym punktem programu tygodnia mody. Zgodnie z decyzją Melissy, zarówno w drodze z lotniska jak i na wszystkie pokazy pomiędzy hotelami będą się one przemieszczać w mniejszych niż planowano samochodach, stąd też będą dość mocno stłoczone, co na pewno negatywnie odbije się na ich komforcie jazdy. Melissa nerwowo zerka na telefon po czym wzdycha głęboko i kierując wzrok na sufit rzuca go na stół. Zapada niezręczna cisza, której naszemu zespołowi nie wypada przerywać. W końcu Melissa odrywa wzrok od sufitu i zdradza w czym problem.

- Naomi nie przyleci. Trwająca już któryś tydzień z kolei saga związana ze sprowadzeniem do Dubaju jednej z supermodelek, które w latach dziewięćdziesiątych miały u swoich stóp cały świat mody dobiega zatem końca. Ktokolwiek śledzi media, i zna temperament jakim może się poszczycić Naomi, może podejrzewać że czarnoskóra modelka nie jest najłatwiejszą osobą do współpracy i uzgadniania wiążących ustaleń. No to mamy problem. Twarz oraz nazwisko Naomi Campbell ozdabiają niemal każdą ulotkę, każdy folder i promocyjne filmiki tegorocznego wydarzenia. Wycofywanie wszystkich materiałów teraz na niecały tydzień przed wydarzeniem to nie tylko logistyczny i organizacyjny koszmar, to także niepożądane dodatkowe koszty. Melissa chwilę się zastanawia, aż w końcu po pełnym rezygnacji machnięciu ręką stwierdza:

- Jebać to! Niech zostawią wszystko bez zmian. Przyjmujemy jej decyzję i frustrację ze zrozumieniem, znając szerszy kontekst sprawy. Pomijając koszmar jaki stanowi komunikacja z Naomi i jej entourage, wymogi jakie postawiła organizatorom były po prostu niemożliwe do spełnienia. Kiedy początkowo zgodziła się przyjechać, wydawało się że warunki które jej zaproponowano również jej odpowiadały. Bilet lotniczy pierwszej klasy oraz suite w hotelu Armani wydawał się odpowiedni do jej statusu. Jednak rozbuchane ego i temperament supermodelki dały o sobie znać. Pierwsza klasa nie okazała się dostatecznie komfortowa, więc nie chcąc podróżować z innymi osobami zażyczyła sobie transportu prywatnym odrzutowcem. Kiedy tylko wstępnie nie odrzucono tego warunku, jedynie w celu sprawdzenia możliwości jego realizacji oraz związanych z tym kosztów, kolejnym problemem okazało się zakwaterowanie. Naomi nie chciała tłoczyć się w suicie hotelu Armani. Sprostać jej wymogom przestrzennym mogło tylko wynajęte na wyłączność specjalnie dla niej i jej ekipy całe piętro w hotelu Armani. I właśnie dokładnie wtedy stwierdzono, że tegoroczna edycja Fashion Week może się odbyć bez udziału Naomi Campbell i całego związanego z nią splendoru. Ze sterty dokumentów wygrzebaliśmy naszą kopię listy VIP przewidzianej na wydarzenie i skreśliliśmy z niej nazwisko Campbell. Lista była naprawdę okazała i zajmowała zadrukowany arkusz formatu A3. Oprócz samych nazwisk, były tam również zdjęcia oraz krótkie notki biograficzne specjalnych gości. O ile nazwiska projektantów i supermodelek, brylujących na pierwszych stronach gazet oraz portali plotkarskich bez problemu rozpoznać mógł również całkowity laik, o tyle niektóre nazwiska na liście nie były dla osoby nie związanej z branżą do końca oczywiste. Znajdowały się tam również nazwiska dziennikarzy, blogerów modowych oraz tak zwanych influencerów z mediów społecznościowych.

W centrum konferencyjnym hotelu Armani organizuję małe centrum dowodzenia. Spędzę tu z przerwami cztery doby, ale to właśnie epicentrum eventu Fashion Week, gdzie będą miały miejsce najważniejsze wieczorne imprezy, a także zakwaterowani zostaną goście z samego szczytu listy VIP. Do dyspozycji mamy dwie salki konferencyjne, z której jedną przeznaczam na magazyn na różnego rodzaju bibeloty. Ilość rzeczy do składowania podczas takiego eventu może zaskoczyć. Są to wszelkiego rodzaju materiały na konferencje czy spotkania, smycze, ulotki, banery i plakaty, różnego rodzaju upominki dla gości, koszulki dla personelu, sztalugi do wystawiania programu wieczoru, tenże program wydrukowany na piankowych tablicach, próbki towarów wystawianych podczas eventu, tabliczki z numerami stołów wraz z ozdobnymi podstawkami, oznaczenia na autokary, apteczki podręczne, kremy do opalania, zestawy słuchawkowe do tłumaczeń symultanicznych, wszelki sprzęt, czasami wart tysiące dolarów, przekąski czy też wiatraczki do rozdania gościom w wyjątkowo upalny wieczór. Czasami jest tego naprawdę dużo i część przestrzeni organizacyjnej trzeba przeznaczyć niemal wyłącznie na cele magazynowe. Samo centrum dowodzenia to zazwyczaj pokój ze stołem koferencyjnym przy którym zasiada zespół eventowy, suto zastawionym laptopami, dokumentami, telefonami, krótkofalówkami i innymi akcesoriami komunikacyjnymi. To tu, z dala od widoku gości zapadają wszystkie decyzje mające wpływ na powodzenie i efekt końcowy danego eventu a poziom emocji, stresu i frustracji osiąga swoje apogeum. W tego typu sytuacjach równie ważna jak doskonała organizacja jest efektywny przepływ informacji w zespole. Zespół znajdujący się w centrum dowodzenia ma komfort bycia z dala od klienta, dzięki czemu może swobodnie analizować sytuację i dyskutować nad rozwiązaniem konkretnej sprawy. W tym samym czasie, w terenie znajdują się pozostali członkowie zespołu, którzy dokonują realizacji danego wydarzenia. To oczy i uszy a także zbrojne ramię wykonawcze eventu. Koordynacja pomiędzy poszczególnymi punktami, komunikacja, a także szybkie i efektywne podejmowanie decyzji w sytuacji częściowego braku informacji oraz ich poprawna realizacja są kluczem do sukcesu. Telefony są rozgrzane do czerwoności, powiadomienia o nowych mailach nie milkną, a wiadomości na wszelkiej maści komunikatorach spływają szerokim strumieniem i nawet wyjście do toalety wiąże się z frustrującą koniecznością nadrabiania zaległości w korespondencji. Z tego szumu informacyjnego event manager musi prześledzić dosłownie każdy komunikat, tak aby wyłowić najpilniejsze sprawy, nadać im odpowiedni priorytet i przystąpić do formułowania zadań oraz ich efektywnej delegacji. W wielu przypadkach podjęcie konkretnej decyzji wiąże się z uzyskaniem autoryzacji klienta, sprawdzeniem dostępności oraz zamówieniem dodatkowej usługi, uzyskaniu kolejnych pozwoleń i konieczności powiadomienia dostawców, firmy przewozowej, rezerwacji, zarządcy miejsca w którym odbywa się event, czasem odpowiednich władz, oraz oczywiście odpowiedzialnych za wykonanie członków zespołu. Pamiętać należy też o tym że dla ewentualnej dodatkowej usługi trzeba będzie zorganizować płatność, oraz uwzględnić ją również w zaktualizowanym na tę okazję kosztorysie, którego użyjemy do końcowego rozliczenia się z klientem. Poza tym oczywiście musimy również zaktualizować plan eventu, aby następnie rozesłać go do wszystkich zainteresowanych, w celu uniknięcia niespodzianek. To co z zewnątrz wygląda jak zwykłe domówienie przez klienta dodatkowej usługi, w rzeczywistości wprowadza w ruch całą machinę decyzyjno-sprawczą. Podczas realizacji wydarzenia event manager może w ciągu dnia odebrać i wykonać nawet kilkaset połączeń telefonicznych, otrzymać kilkadziesiąt maili, na większość których musi również odpisać, oraz aktywnie uczesniczyć w kilkunastu grupach na komunikatorze.

Tej nocy spodziewamy się przylotu większości gości. Najważniejszym punktem programu jest upewnienie się że każdy zostanie przywieziony z lotniska odpowiednim samochodem do właściwego hotelu, który będzie już czekał z gotowym do zakwaterowania pokojem, starając się sprowadzić do niezbędnego minimum formalności związane z zameldowaniem. Ze względu na profil gości każdy patrzy nam na ręce. Napięcie przekazywane jest, jak to zwykle bywa z samej góry w dół struktury organizacyjnej, korzystając przy okazji z efektu kuli śniegowej, gdzie kolejne szczeble dodają do spirali oczekiwań coś od siebie tak aby wykazać się większą gorliwością od przełożonych. Za chwilę mam poprowadzić odprawę dla koordynatorów w hotelu Armani. Odkładam z zawodem telefon i aktualizuję listę transferów lotniskowych. Eva Herzigova będzie musiała przyjechać do hotelu zwykłym sedanem, a nie Bentleyem. Nie udało się uzyskać zgody klienta choćby na SUVa. Z rozważań na temat problemów pierwszego świata wyrywa mnie wejście do salki niespodziewanych gości. Do pokoju pierwszy wchodzi Yann, jeden z managerów hotelu będący jednocześnie moim głównym kontaktem. Przedstawia mi swojego szefa ochrony, którego wzrok jest nieprzenikniony. Proszą mnie żebym poszedł z nimi. Nie jestem zachwycony tym zaproszeniem ponieważ zespół koordynatorów jest już prawie w komplecie na odprawę. Każde opóźnienie będzie problemem. Przed nami bardzo pracowita noc. Muszę przekazać każdemu zaktualizowany grafik z zadaniami, tak żeby każdy wiedział co i gdzie ma robić. Bez tego praca będzie nieefektywna i chaotyczna. Przechodzimy do drugiego skrzydła centrum konferencyjnego. Tu przed drzwiami jednej z sal czeka na nas niewysoki mężczyzna w khandurze, legitymujący się przesadnie zadbanym zarostem i wyregulowanymi brwiami. Przedstawia się jako Ashraf i dodaje, że pracuje jako dyrektor do spraw bezpieczeństwa całego kompleksu hotelowego. Tajemnicą poliszynela jest, że osoby na takim stanowisku są jednocześnie współpracownikami miejscowej tajnej policji CID, dlatego jego obecność wzbudza mój delikatny niepokój. Zazwyczaj inicjowana przez nich interakcja nie zwiastuje niczego dobrego. Elitarna jednostka tajnej policji General Department of Criminal Investigation, w skrócie CID czuwa nad wszystkim. Ten trzyliterowy skrót budzi niepokój wśród obcokrajowców oraz respekt wśród obywateli Emiratow. Ze swoją siatką informatorów oraz przy pomocy najnowszych technologii inwigilacyjnych, kryminalna jednostka dochodzeniowa wytworzyła wokół siebie mit wszechwiedzącej, wszechobecnej i wszystko widzącej organizacji. Ich pracę można ocenić jednoznacznie pozytywnie z punktu widzenia pragnącego świętego spokoju mieszkańca, ponieważ wytworzyło się wrażenie że żadne, nawet najdrobniejsze przestępstwo nie ujdzie tu płazem a karą za poważniejsze wykroczenia jest deportacja. Jest to wystarczająco odstraszająca motywacja do zachowania przyzwoitości w większości przypadków. Przestępstwo oznacza utratę pracy. Utrata pracy oznacza widmo deportacji. Deportacja oznacza powrót do kraju I brak perspektyw zarobkowych, a co za tym idzie utrata źródła dochodów z których utrzymują się całe rodziny. Gra nie jest zatem warta świeczki, a więc I niechęć do popełniania przestępstw I wykroczeń nie wynika z przesadnej moralności ani szczególnej troski o normy społeczne. Kara jest surowa, kara jest nieunikniona. Nie opłaca się więc zbaczać ze ścieżki prawa. Wszyscy są zadowoleni.

Trochę innym aspektem działalności CID jest sondowanie nastrojów społecznych pod kątem szeroko pojętego bezpieczeństwa wewnętrznego. Jeżeli za generalną zasadę przyjmiemy nie poruszanie tematów politycznych, czy też będziemy unikać wypowiadania się na temat monarchii oraz monarchy i jego rodziny, powinniśmy być w stanie nawet tego nie zauważyć.

Generalnie Ashraf nie mówi zbyt wiele i ogranicza się do zadawania krótkich i zwięzłych pytań. Imię, nazwisko, jaką reprezentuję firmę. Stanowisko. Po co tu jesteśmy. Niespecjalnie wiem dokąd zmierza cała rozmowa, dlatego po którymś pytaniu pozwalam sobie na zatroskaną odpowiedź pytaniem w jaki sposób mogę pomóc. Ashraf prześwietla mnie świdrującym, pozbawionym emocji spojrzeniem, po czym daje znak jednemu z ochroniarzy który bez słowa otwiera drzwi salki i zaprasza mnie gestem do środka. W pomieszczeniu przy stole siedzi młody mężczyzna z twarzą w dłoniach. Prawdopodobnie Pakistańczyk bądź Hindus. Rozpoznaję w nim członka mojego zespołu po firmowej koszulce. Nad nim stoi dwóch ubranych na czarno rosłych ochroniarzy z hotelu, oraz trzech mężczyzn w śnieżnobiałych khandurach. To funkcjonariusze CID. Już wiem że moja odprawa się opóźni. Telefon w kieszeni wibruje. Trudno, nie mogę teraz rozmawiać. Nie widzę twarzy młodego mężczyzny, ale po ruchach jego ciała widzę że zanosi się płaczem. Jeden z oficerów CID podnosi wzrok znad lustrowanego dokumentu który trzyma w ręce i patrzy na mnie, potem na szefa ochrony z pytającym wzrokiem. Szef ochrony zwięźle tłumaczy kim jestem. Funkcjonariusz znowu przenosi wzrok na mnie i lekko wskazując głową młodego mężczyznę pyta czy to mój pracownik. Odpowiadam że tak. Zero reakcji. Przez chwilę milczy patrząc mi prosto w oczy. Pyta czy sprawdzałem jego dokumenty. Tłumaczę że jesteśmy dużą firmą i mamy od tego odpowiedni dział, ale ja osobiście się tym nie zajmuję. Dodaję również, że najwcześniej będę mógł dokonać szczegółowej weryfikacji następnego dnia, ponieważ jest już po godzinach pracy i nikogo w dziale personalnym już nie zastanę. Znów jedyną reakcją zdradzającą że rozmówca nie jest posągiem jest mruganie. Oficer jest ode mnie o dwie głowy niższy, lecz nie mam żadnych wątpliwości kto występuje w tej sytuacji z pozycji siły. Zaczynam się czuć nieswojo i ponownie zadaję pytanie o to co właściwie się stało. Nie uzyskuję żadnej odpowiedzi. Patrzę ponownie na młodego mężczyznę, który akurat odsłonił twarz. Teraz rozpoznaje w nim jednego ze współpracujących z naszą firmą koordynatorów. Znam go tylko z widzenia, natomiast mam niemal pewność że pracowałem już z nim przy kilku projektach. O ile dobrze pamiętam nazywa się Salman Khan. Jeden z pozostałych oficerów zdążył już wyjść, a drugi rozmawia przez telefon. Tylko posępni, ubrani na czarno ochroniarze nadal stoją nad biedakiem. Patrzę jeszcze raz na tego który pofatygował się ze mną rozmawiać, co do którego podejrzewam że jest najwyższy stopniem. Powoli oddala się w stronę swojego kolegi i wyjmuje telefon coś w nim sprawdzając. Nie bardzo wiedząc co robić w tej sytuacji, odwracam się do szefa ochrony z wypisanym na twarzy znakiem zapytania, a ten gestem zaprasza mnie do opuszczenia salki. Oglądam się jeszcze na nieszczęsnego koordynatora, który już przestał płakać a teraz jego mocno zaczerwienione oczy są wbite w blat stołu. Przy wyjściu czeka na mnie Ashraf i wraz z szefem ochrony przechodzimy do foyer centrum konferencyjnego, które o tej porze jest puste i ciche. Rozkładam ręce i robię głupią minę, ponieważ nie mam lepszego pomysłu na to jak zacząć tę rozmowę, zważywszy że już kilka razy próbowałem pytać o co chodzi. Ashraf zmienia wyraz twarzy na nieco bardziej wyrozumiały i informuje mnie o przebiegu zdarzeń. Okazuje się że całe zamieszanie wynikło z faktu, że mój pracownik na podjeździe hotelu zostawił bez opieki torbę i oddalił się od niej wywołując tym samym cichy alarm antyterrorystyczny. Zainicjowana procedura bezpieczeństwa spowodowała eskalację wraz ze zgłoszeniem sprawy do CID. Jeszcze przed ich przyjazdem ochrona zidentyfikowała właściciela torby i w jego obecności dokonała jej sprawdzenia a następnie odizolowali nieświadomego nieszczęśnika oraz jego torbę i oddali go do dyspozycji CID. Przy sprawdzeniu dokumentów okazało się że jedynym oryginalnym dokumentem tożsamości jaki posiadał przy sobie Salman Khan było prawo jazdy wydane w Emiracie Sharjah. Dodatkowo miał przy sobie ksero swojej aktualnej wizy oraz ksero z paszportu ze swoją poprzednią, anulowaną wizą rezydencką. Ashraf zwrócił szczególną uwagę na fakt, że poprzednia wiza była anulowana i insynuował, że skoro władze anulowały mu wizę to musiał ku temu być jakiś powód. Pozwoliłem sobie na dyskusję z tą logiką, ponieważ moim zdaniem dostatecznie dobrym powodem jest anulowanie wizy z powodu upływu jej ważności w celu wyrobienia nowej. Ashraf spojrzał na mnie z lekką dozą sceptycyzmu dając mi do zrozumienia że sytuacja wydaje mu się podejrzana. Niemniej jednak zdając sobie sprawę z tego jak poważnie władze Emiratu podchodzą do wszelkiego rodzaju zagrożeń terrorystycznych, oraz z tego ile zamieszania może sprawić pozostawiony bez opieki bagaż staram się jak mogę załagodzić sytuację i przeprosić za zaistniały incydent. Ręczę za swojego kolegę, i mówię że na pewno dział personalny nie zatrudniłby kogoś kto ma nieuregulowany status pobytu. W swoje zapewnienia sam niespecjalnie wierzę, natomiast muszę tak założyć aby sytuacja dalej nie eskalowała, a jeżeli Salman Khan dostanie zarzuty spowodowania zagrożenia bezpieczeństwa to jego przyszłość w Emiratach stanie pod bardzo poważnym znakiem zapytania. Z salki wychodzą właśnie funkcjonariusze CID i razem wychodzimy na podjazd hotelu. Staram się rozluźnić atmosferę i jeszcze raz bardzo serdecznie przepraszam za zaistniałą sytuację i obiecuję że wyciągniemy odpowiednie konsekwencje i że to się oczywiście nie powtórzy. Jeden z oficerów wymienia kilka zdań z Ashrafem, wygląda jak by coś uzgadniali, po czym żegnają się ze wszystkimi, wsiadają do samochodu i odjeżdżają. Ashraf patrząc na mnie wyciąga telefon i na chwilę odchodzi gdzieś dzwoniąc. Po kilku minutach wraca do mnie i do szefa ochrony i wyjaśnia. Nie postawią żadnych zarzutów Salmanowi, natomiast zostaje on wpisany na czarną listę Emaar, co oznacza że nie może przebywać na terenie żadnego z obiektów zarządzanych przez tą firmę. W teorii oznacza to że nie może się pokazywać w centrum Dubaju – Downtown, w dzielnicy Dubai Marina, w żadnym z hoteli zarządzanych przez spółkę oraz w jej centrach handlowych. W praktyce nie do końca wiem jak taki zakaz miałby działać i trochę wątpię w skuteczność jego egzekwowania, ale oczywiście lepsze to niż mieć oficjalne zarzuty które zostałyby odnotowane w kartotece, więc dziękuję za łagodne potraktowanie sprawy. Widzę wychodzącego Salmana eskortowanego przez ochroniarzy aż do granicy kompleksu hotelowego. Kiedy opuszcza hotel wzrok ma wbity w ziemię. Patrzę na zegarek i klnę w myślach. Straciłem dużo czasu przez incydent z Salmanem. O przeprowadzeniu odprawy mogę tylko pomarzyć, ponieważ większość koordynatorów musiało już wyjechać tak aby zdążyć zająć swoje stanowiska na poszczególnych terminalach lotniska oraz po innych hotelach. Instrukcje i aktualne informacje będę musiał przekazać telefonicznie i za pomocą komunikatora, co zabierze mi jeszcze więcej czasu. Patrzę na telefon i kilkanaście nieodebranych połączeń. Biorę głęboki wdech, przewracam oczami po czym patrzę w górę. Stoję u stóp Burj Khalifa, widok tego budynku zawsze sprawia mi przyjemność. Chyba przez jego organiczną formę i harmonijną strukturę.

Wszystko przebiega w pomyślnie. No jak zwykle są rzeczy których nie sposób było przewidzieć i trzeba je teraz poprawiać, ale to jest wpisane w zasady tej gry. Początkowo na lotnisku jest trochę zamieszania, zgodnie z zasadą że gdzie kucharek sześć... Wychodzący z terminalu goście mają prawo mieć mętlik w głowie. Mimo wielokrotnych ostrzeżeń o dublowaniu, a w niektórych przypadkach także potrojeniu transferów z lotniska klient nie powierzył nam możliwości całkowitej koordynacji pozostałych partnerów. Znaleźliśmy się więc w sytuacji gdy na gości polują jednocześnie przedstawiciele naszej firmy oraz wynajętych przez nas dostawców usług transportowych, przedstawiciele hotelu oraz pracownicy linii lotniczej zapewniający pasażerom klasy biznes i pierwszej zawarte w cenie biletu limuzyny z lotniska. Ze wszystkich współpracujących hoteli spływają niepokojące informacje o chaosie panującym w lobby, ponieważ obsługa hotelowa nie jest informowana o tym, że goście znajdują się już w samochodzie w drodze z lotniska i zaskoczona ich nagłym pojawieniem się w lobby nie zdąża z przygotowaniem kart do pokojów i terminali do karty kredytowej potrzebnych do pobrania kaucji za pobyt. Dla gości całość sprawia wrażenie niezorganizowanej prowizorki. Po dyskusji z Yannem z hotelu Armani udaje mi się zidentyfikować osobę zarządzającą transferami z ramienia hotelu na lotnisku. Zgadzamy się na wzajemne informowanie się o przechwyconych gościach żeby upewnić się że nikogo nie przegapiliśmy. Dodatkowo proszę swojego człowieka na lotnisku o przekazanie kopii listy naszych gości do Emirates, i o prośbę informowania nas o każdej usłudze transportowej związanej z tymi klientami. Bardzo szybko wszystko działa jak należy, a z kolejnych hoteli zaczynają spływać dobre informacje. Dzięki temu mam więcej czasu na inne rzeczy. Zaczynam od rezerwacji stolika na kolację w wyśmienitej restauracji Pierchic dla Christiana Louboutin. Drinki o zachodzie słońca? Tak. Stolik z najlepszym widokiem? Załatwione. Potem muszę dopilnować aby dostawa specjalnego blendera do robienia smoothie ze świeżych owoców dla piosenkarki Ciary przebiegła bezproblemowo. Kiedy jej ochroniarz przychodzi odebrać sprzęt pyta również o zgubiony w samolocie bagaż. Nie jest on niezbędny, natomiast dobrze żeby szybko dojechał z lotniska. Nie ma problemu, załatwię to. Po jakimś czasie pojawia się problem z kreacją na występ Emmanuelle Seigner. Nie tyle że kreacja się zgubiła lub zniszczyła. Po prostu artystka rozmyśliła się i chciałaby pojechać rozejrzeć się za czymś innym. Czy mogę doradzić który sklep wybrać? Oczywiście. Czy mógłbym też zorganizować samochód? Jasne. Czy mogę dopilnować żeby kierowca na nią czekał kiedy już kupi sukienkę? Pewnie. Tak mijają kolejne godziny po których towarzystwo zaczyna powoli kłaść się spać. Noc jest spokojna, więc przez kolejne kilka godzin mam wreszcie czas na spokojne odpisanie na maile, rozpisanie zadań na następny dzień, uzupełnienie tabelek i aktualizację wszystkich dokumentów. Wydaje się że wszystko jest pod kontrolą, dlatego wygaszam światło i pozwalam sobie odrobinę snu na jednym z foteli. Jest bardzo szykowny, ale niestety Giorgio Armani nie zaprojektował go z myślą o tym że ktoś będzie na nim spał co przekłada się na średniej jakości sen.  O siódmej rano hotel opuszcza zespół nocnej zmiany, który zostaje zastąpiony zmianą dzienną. Idę pożegnać się z Dennisem, który jest szefem nocnej zmiany. W centrum konferencyjnym korzystam z wydzielonego kącika z ekspresem, żeby zrobić sobie kawę. Zapach mnie trochę rozbudza. Biorę do ręki filiżankę i wychodzę przez lobby na zewnątrz. Teoretycznie nie powinienem paradować z filiżanką kawy po lobby, ale o tej porze nikt nie zwraca na to uwagi. Wnętrza są równie gustowne co ciemne, dlatego pierwsze promienie wschodzącego słońca sprawiają że po wyjściu na zewnątrz muszę nieco zmrużyć oczy dopóki te nie przyzwyczają się do nowych warunków świetlnych. Uwielbiam te chwile o poranku kiedy jest cicho i spokojnie. W przypadku eventu jest to cisza przed burzą, natomiast zawsze warto upajać się tymi chwilami spokoju, ponieważ w tej branży stanowią niezwykłą rzadkość. Zwracam uwagę że na podjeździe zaparkowany jest średniej klasy japoński sedan, który odcina się trochę od sportowych super samochodów stojących zazwyczaj w najbardziej eksponowanych miejscach hotelowych podjazdów. Nie odmawiam sobie kolejnego spojrzenia na Burj Khalifa z tej perspektywy. Niezmiennie piękny. Z zamyślenia wyrywa mnie Dennis. Przystojny, choć niewysoki brunet, zazwyczaj bardzo cichy o dziwo robi się nagle nadspodziewanie rozmowny. Rozmawiamy do momentu kiedy przyjdzie Alena, manager dziennego zespołu front desk aby go zmienić. Patrzę na jego ziemistą, bladą cerę i lekko przekrwione oczy i podziwiam go że jest w stanie pracować w hotelu jako night manager. Jestem nocnym zwierzęciem, kwituje mój podziw Dennis zbywając go lekkim wzruszeniem ramion. Jeszcze przed siódmą pojawia się Alena, wysoka blondynka z włosami upiętymi w warkocz. Wraz z Dennisem znikają we wnętrzu hotelu. Staram się przeciągnąć tą chwilę relaksu. Dopijam kawę i ostatni raz rzucam okiem na Burj Khalifa. Z centrum dowodzenia telefonicznie proszę o relację z tego co działo się w nocy na poszczególnych terminalach lotniska oraz w pozostałych hotelach. Wiem że nic poważnego, bo już bym o tym wiedział. Dziś mam do rozwiązania zagwozdkę logistyczną transferu dla grupy VIP. Prywatnym odrzutowcem, który organizuje Giorgio Armani przylecieć ma redaktor naczelna włoskiej edycji Vogue Franca Sozzani wraz z grupą VIP z Mediolanu. Od asystenta Giorgio Armaniego wiem już że wystartują z lotniska Linate, natomiast nie mam pojęcia o której wystartują ani który port lotniczy ich przyjmie. Tą informację dostanę dopiero kiedy maszyna będzie w powietrzu. W tym czasie będę musiał zorganizować odpowiedni komitet powitalny na lotnisku docelowym oraz adekwatny transport. Hotel Armani udostępnia specjalnie na tę okazję Bentleya oraz Cadillaca Escalade żeby pomieścić wszystkich gości. Osobą która ma uchylić rąbka tajemnicy w odpowiednim czasie jest Anthony, prawa ręka Giorgio Amaniego. Cały czas jesteśmy w kontakcie telefonicznym ponieważ plany zmieniają się jak w kalejdoskopie. W końcu dostaję potwierdzoną informację, że samolot wyląduje na lotnisku w Sharjah. Nie jestem zbytnio zadowolony, ponieważ w przeciwieństwie do popularniejszych lotnisk w Dubaju oraz Abu Dhabi nie mam tam ani specjalnych znajomości ani wyrobionej siatki kontaktów na takie sytuacje. No nic, nikt nie mówił że będzie łatwo. Tego dnia trzeba się będzie napracować nieco bardziej żeby dokonać cudu w krótkim czasie.  Proszę Yanna o wysłanie limuzyn na lotnisko oraz podanie numerów kontaktowych do kierowców i numerów rejestracyjnych samochodów. Okazuje się że jedzie z nimi osobiście przywitać gości. Muszę uzyskać specjalne pozwolenie na wjazd limuzyn na płytę lotniska, oraz na zorganizowanie oficera służby imigracyjnej do sprawdzenia paszportów. Trzeba wiedzieć że zorganizowanie tego w trybie natychmiastowym nie jest rzeczą szczególnie łatwą. Po kilkunatu telefonach udaje się w końcu dotrzeć do osoby decyzyjnej i wyjaśnić dokładnie sytuację. W pokonywaniu kolejnych przeszkód formalnych pomaga mi Anthony. Dochodzimy do ściany której nie jesteśmy w stanie przeskoczyć. Samolot ma wkrótce wylądować, a my nie mamy zgody na wjazd na płytę lotniska. W rozmowie z Anthony ’m przyznaję że sytuacja wydaje się być beznadziejna bo mniej więcej potrzebujemy zgody Szejka Sharjah żeby dostać to pozwolenie od ręki. Sprawy nabierają niesamowitego przyspieszenia kiedy do gry po naszej stronie włącza się Mohamed Alabbar, jeden z najpotężniejszych ludzi w Dubaju i właściciel holdingu Emaar. Po chwili dostaję telefon że mamy wszystkie zgody na odebranie gości z płyty lotniska. Przekazuję dobrą informację Yannowi, który może teraz wjechać pod eskortą policji na płytę lotniska. Wszystko udaje się zorganizować na czas, i goście VIP zostają płynnie przetransportowani do hotelu.

Po południu odbieram telefon od Melissy. Ma dobrą i złą wiadomość. Dobra jest taka że na dzisiejszy wieczór udało im się zorganizować występ niespodziankę Khaleda Brahima, autora i wykonawcę kultowej piosenki Aisha. Zła jest taka że skoro Naomi nie dostała prywatnego odrzutowca to Khaled też go nie dostanie, a samolot rejsowy z Bejrutu który ma go przywieźć ląduje niecałe dziewięćdziesiąt minut przed jego planowanym występem. Określenie na styk nie oddaje w pełni tego jak małym okienkiem czasowym dysponujemy. Damy radę? Damy. Jeszcze nie mam pojęcia jak, ale damy. Jakby nie liczyć czasu, nijak nie jesteśmy w stanie umieścić Khaleda na scenie o czasie. Na szczęście ląduje w Dubaju, a tu mamy wyrobione kontakty. Za dosyć wysoką opłatę udaje się załatwić odeskortowanie Khaleda wraz z bagażem do hangaru dla prywatnych samolotów prosto z płyty lotniska. Tam urzędnik imigracyjny sprawdza jego paszport i życzy mu udanego występu. Czarny Bentley Flying spur z Khaledem w środku mknie przez miasto do hotelu Armani. Khaled zdążył na występ. Każdy docenił jego wykonanie utworu Aisha. Zjadł lekką kolację, zrobił sobie zdjęcia z kilkoma osobami. Chwilę potem czarny Bentley Flying spur z Khaledem w środku mknie przez miasto prosto na lotnisko. Tej samej nocy Khaled ląduje w Bejrucie. Damy radę? Oczywiście że damy!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Drachenwand – Ściana Smoka

Pełen rozmaitych atrakcji dzień w stolicy Austrii zbliżał się niechybnie ku końcowi. Posiliwszy się sznyclem z nieśmiertelną w niektórych kręgach sałatką ziemniaczaną i odmówiwszy sobie dodatkowej porcji kalorii pod postacią tortu Sachera, pełen energii opuściłem Wiedeń udając się wraz z przyjaciółmi do Salzkammergut. Jak się później okazało oszczędzenie sobie tortu Sachera było nienajgorszym pomysłem, ponieważ deficyt kaloryczny nadrobiliśmy przyjmując znaczną ilość pochodzących ze Szkocji wysokokalorycznych destylowanych płynów ze słodu jęczmiennego. Następnego ranka wstaliśmy rano i nieco chwiejnym acz zdecydowanym krokiem podążyliśmy do okna żeby sprawdzić panujące na zewnątrz warunki pogodowe. Po sprawdzeniu prognoz, zdecydowaliśmy że mimo tego, że w nocy spadło trochę deszczu pójdziemy w góry. Cel wycieczki został wybrany już wcześniej, a była nim znajdująca się w Mondsee góra Drachenwand. Nazwę tej liczącej 1060 m n.p.m. góry przetłumaczyć można jako „ściana smoka”.

Krzemowa Dolina

  - Polecę z tobą! Słyszę w odpowiedzi na swoja wymówkę do przedwczesnego zakończenia imprezy o trzeciej nad ranem. Za kilka godzin musze stawić się na lotnisku, żeby odprawić się na samolot zabierający mnie na Maltę. Z czarującym uśmiechem na twarzy swoja chęć dołączenia do wycieczki deklaruje Sean. Średniego wzrostu brunet o Sycylijskich korzeniach jest moim klientem z amerykańskiej agencji eventowej. Znajdujemy się w barze na górnym pokładzie legendarnego statku liniowego Queen Elisabeth 2, który oprócz bycia świadkiem wielu zamorskich podroży możnych tego świata, w 1982 roku miał również swój mały epizod wojenny transportując brytyjskie wojska ekspedycyjne na Falklandy. Po przejściu na emeryturę, Queen Elisabeth 2 udaje się na zasłużony odpoczynek w terminalu wycieczkowym w porcie w Dubaju, gdzie zostaje przekształcony w luksusowy hotel. Impreza, na której jesteśmy to zwieńczenie tygodniowego eventu, rozpoczynającego się od mojego najdłuższego, trwającego niemal czterdzieści godz